Katharsis

Zawsze myślałam, że katharsis to wymysł nawiedzonych literatów. Do wczoraj.

Magiczny koncert Michała Rudasia i Healing Incantation w Shakti. Szkoła jogi. Koce, wałki. I niesamowite dźwięki tradycyjnej muzyki indyjskiej.

Ragi, mantry, kompozycje własne i bardziej znane utwory, np. The Beatles.

Sitar, dilruba, harmonium, tabla.

Dwie godziny, które minęły nie wiem, kiedy.

Pełne oczyszczenie. Wibracje wnikające w każdą komórkę ciała. Podróż w czasie i przestrzeni.

Niesamowite.

O tym, jak korpoksiężniczka przesiadła się z karocy na plebejski autobus ;)

Korpoksiężniczka wybrała się wczoraj na warsztaty z Vishwaguruji w BUWie. Komunikacją miejską, bo ciężko zaparkować, a przecież korpodyrem nie jest, żeby się codziennie taksówkami rozbijać.

Zresztą fajnie od czasu do czasu poobserwować Warszawę zza autobusowej szyby.

No więc podziwiam tę Warszawę. Jaram się, jaka piękna nocą w deszczu.

Robię fotki, bo relacja na insta musi być. I…

Qrde ja już tutaj byłam. Kto wymyślił tak pokręconą trasę, że autobus objeżdża pl. Defilad dookoła, żeby dojechać na Mariensztat?

Ups… ale on nie jedzie na Mariensztat.

Właśnie wróciłam na pl. Starynkiewicza, z którego ruszyłam.

Hmm… czyli ucięłam sobie półgodzinną wycieczkę po centrum.

Bo nie wpadłam na to, że jeden autobus może mieć dwie trasy. Z tego samego przystanku.

Ani na to, żeby spojrzeć na rozkład w autobusie.

Dziś korpoksiężniczka zaparkowała pod samym BUWem. 😉

PS Tytuł sponsoruje Martyna 😉

4 dziwne zalecenia, jakie można usłyszeć w gabinecie lekarskim

Wczoraj niespodziewanie trafiłam do gabinetu lekarskiego. Duchota, przepracowanie i wypadek sprzed miesiąca zrobiły swoje. Ciśnienie, ekg i glukoza w normie, więc lekarz stwierdził, że żyć będę. Miał tylko 4 ciekawe porady, jak uniknąć zasłabnięcia w przyszłości:

  • Koniecznie obficie solić śniadanie, ponieważ sól podnosi ciśnienie, a ja jestem niskociśnieniowcem.

salt-2219203Obficie solić? Przecież wszyscy dietetycy i lekarze zalecają ograniczenie spożycia soli…

  • Do każdego posiłku brać probiotyk; regularnie zmieniać probiotyki, żeby organizm się nie przyzwyczaił. Po co? Żeby przytyć. Bo kobiety wąskie w biodrach mają w czasie menopauzy duże problemy z hormonami.

Hmm… wydawało mi się, że do menopauzy mam jeszcze trochę czasu ;), a to, że jestem wąska w biodrach, to kwestia budowy miednicy…

  • Absolutnie nie pić wody z kranu, chyba że do herbaty. Pić tylko wody wysokozmineralizowane. Ok. 2 l dziennie.

Znowu zonk, bo sądziłam, że picie wód wysokozmineralizowanych w zbyt dużej ilości może obciążać nerki. Zresztą może by tak najpierw zbadać poziom minerałów w organiźmie?

  • Nauczyć się oddychać.

No dobra, to ma sens. Tylko gdyby ktoś przeprowadził ze mną pełen wywiad, wiedziałby, że ćwiczę jogę i oddychanie właściwie codziennie.

Nie wspomnę o spojrzeniu, gdy okazało się, że jestem wegetarianką. Na szczęście powstrzymano się od zalecenia spożywania krwistego befsztyka na śniadanie, obiad i kolację. 😉

 

A jakby tak come back?

Ostatnio znowu zaczęło mnie kusić blogowanie. Trochę za sprawą Kasi i jej A jaką Ty masz wymówkę, trochę Agaty z Poczuj się lepiej, a trochę z powodu przymusowego uziemienia w ciągu ostatnich 2 tyg.

Tylko że przecież bloga usunęłam już dawno, FB też. Został tylko Insta, na którego czasem coś wrzucę. Tylko, o dziwo, pierwszy adres bloga nadal funkcjonuje. WTF?

Qrde, FB też jest. Ale… taki „nie mój”. Z późniejszego okresu, kiedy zbyt mocno zależało mi na wypromowaniu bloga.

Ale skoro sam blog, ten najpierwszy, ciągle jest… To może spróbować?

Także witam Was znad filiżanki żołędziówki z mlekiem.

IMG_4606

Językownik czyli jak czytać w języku obcym, żeby się nie zniechęcić

Językownik nauka języków obcych

Dawno już nie było Językownika. Chyba ta wiosna mnie tak rozleniwiła.

Dziś o czytaniu w języku obcym. Z czytaniem jest trochę tak, jak z mówieniem. Siadamy wygodnie w fotelu, bierzemy do ręki książkę, gazetę i zagłębiamy się w lekturze. I zonk. Nie da się zagłębić, bo czytamy zdecydowanie wolniej niż po polsku, niektóre zdania musimy czytać po kilka razy, żeby zrozumieć ich sens, a czasem okazuje się, że więcej słów nie rozumiemy niż rozumiemy. Zamiast płynąć przez kolejne kartki powieści, raczej z trudem przedzieramy się przez gąszcz nieznanych konstrukcji i słów. Zrezygnowani odkładamy książkę na półkę albo zdenerwowani trzaskamy nią o ścianę i obiecujemy sobie, że wrócimy do lektury, kiedy już lepiej poznamy język.

Trudno o większy błąd. Czytania w języku obcym musimy nauczyć się tak samo, jak uczyliśmy się po polsku. Im wcześniej zaczniemy, tym lepiej. Na początku sięgajmy po krótkie teksty – może bajki dla dzieci? Niedługie artykuły? Recenzje?

Na rynku dostępne są czasopisma dla uczących się języków obcych: English matters, Business English Magazine, Français présent; Deutsch Aktuell i inne. Są one napisane prostszym językiem niż zwykłe gazety, poruszane tematy są mniej skomplikowane, a do tego pod tekstem mamy zazwyczaj słowniczek z trudniejszymi słowami czy zwrotami.

Business English Magazine

Możemy też sięgnąć po lektury uproszczone. Są to zazwyczaj klasyki literatury napisane prostszym językiem, dostosowanym do konkretnego poziomu, np. A2. Dostaniecie je w każdej księgarni językowej, chociażby tutaj.

Oczywiście w ten sposób nie poznamy charakterystycznego stylu autora, wiele wątków nam umknie, ale chodzi o to, żeby się rozczytać. Nabrać wprawy w składaniu liter i wyrazów w logiczną całość. Przecież po polsku też nie od razu czytaliśmy płynnie.

I pamiętajmy, dlaczego czytamy. Dla przyjemności. Żeby dowiedzieć się czegoś nowego. Najczęstszym błędem osób zaczynających swoją przygodę z książkami obcojęzycznymi jest to, że starają się zrozumieć każde słowo. Gdy tylko zobaczą wyraz, którego nie znają, sięgają po słownik. I nagle po jednej stronie lądują z całą listą słówek do nauczenia. Natomiast  z samej lektury, która trwa godzinami, niewiele wynoszą. Takie czytanie to prawdziwa męczarnia. Zresztą przecież nie chodzi o to, żeby przetłumaczyć daną książkę. Dlatego zawsze radzę swoim uczniom, żeby zapomnieli o pojedynczych wyrazach i potraktowali tekst jako całość. Co z tego, że nie rozumiecie wszystkich słów? Gdy czytacie po polsku, nawet się nad tym nie zastanawiacie. Bez zrozumienia każdego wyrazu też jesteście w stanie wyłapać ogólny sens. A przecież o to właśnie w czytaniu chodzi. Mamy zrozumieć historię, a nie uczyć się słówek.

Znów, jak w przypadku mówienia w języku obcym, okazuje się, że podstawą sukcesu jest zmiana nastawienia. Zaakceptowanie swojej niewiedzy, przejście nad nią do porządku dziennego. Zobaczycie, że z każdą przeczytaną książką będzie łatwiej. Co ja mówię. Z każdą przeczytaną stroną. Litery nagle same zaczną układać się w słowa, słowa w zdania, a zdania w sens.

To tyle słowem wstępu i motywacji. W następnym wpisie postaram się przybliżyć Wam kilka strategii, które ułatwiają czytanie w języku obcym. A tym czasem, życzę Wam ciekawej lektury na weekend.

Focus włoski

7 sposobów, żeby poczuć wiosnę

Słońce przez szyby grzeje już całkiem mocno, ale na zewnątrz jeszcze wcale tak ciepło nie jest. Tylko czy to ma jakieś znaczenie? W końcu mamy marzec, słońce, tak by się chciało przyspieszyć nadejście wiosny.

Ja przyciągam ją na kilka sposobów:

  • kolorowy manicure

Zimą stawiam na paznokcie w kolorach neutralnych: delikatny róż, beż, ewentualnie czerwień. Wiosną szybko przerzucam się na bardziej zwariowane i optymistyczne odcienie. Chociażby taki pomarańczowy róż:

paznokcie Vinylux

  • SPA dla stóp

Wstyd się przyznać, ale zimą zdarza mi się zaniedbać stopy. Czasu ciągle brak, a w kozakach i tak ich nie widać. Zresztą w ciężkich butach żaden lakier się nie utrzyma dłużej niż dwa dni. Natychmiast się ściera na końcówkach i odpryskuje.

Dodatkowo, mimo skarpetek, zawsze nabawię się jakichś odcisków, nagniotków. Feee

Dlatego gdy tylko chcę poczuć wiosnę, spieszę na pedicure. Ciepła kąpiel, peeling, maska, masaż, lakier – to to, co tygryski lubią najbardziej.

Przecież już niedługo będzie można chodzić tak:

stopy

  • lekkie buty

Niby jeszcze zimno, ale mam to szczęście, że przemieszczam się głównie samochodem. Dlatego już od zeszłego tygodnia śmigam w baletkach, trampkach, adidasach… Byle stopy odpoczęły od ciężkich zimowych buciorów!

  • zakupy

Zakupy, zakupy, zakupy. W sklepach pełno jasnych, kolorowych ubrań. Czas ruszyć na łowy. Wystarczy jedna lżejsza rzecz, żeby poczuć zbliżającą się wiosnę.

Mi to co prawda jeszcze w tym roku się nie udało, ale… Jeszcze nic straconego.

  • T-shirty

T-shirt to dla mnie taki typowo wiosenny ciuch. Zimą zdecydowanie wolę kardigany, golfy, dzianinowe bluzki z długim rękawem. Na sam podkoszulek jest jeszcze co prawda za zimno, ale zawsze możemy trochę pooszukiwać i narzucić na niego zimową kurtkę. Tym bardziej że w pomieszczeniach jest już zdecydowanie ciepło.

T-shirt

  • ruch na świeżym powietrzu

Ruszać staram się cały rok, jednak gdy za oknem szaro, ponuro, mokro, stawiam raczej na aktywności indoorowe (siłownia, aerobik i te sprawy).  Bieganie to jedyny sport, który zdarza mi się uprawiać zimą na dworze. Dlatego gdy tylko wychodzi słońce, a ziemia trochę podeschnie, wyciągam rower. A jak nie rower, to może nordic walking? Albo zwykły spacer?

rower otwarcie sezonu

Pamiętajcie tylko, że o tej porze powietrze jest jeszcze mocno zdradliwe. Ubierajcie się ciepło, żeby nie spędzić pierwszych dni wiosny w łóżku.

  • wygrzewanie się w słońcu

Najlepsze zostawiłam na koniec. Na dworze co prawda chłodno, ale słońce przez szyby grzeje całkiem mocno. Czemu by tego nie wykorzystać, nie pójść w ślady kotów? Mieszkanie mam od południa, więc i kanapa, i łóżko mogą posłużyć do kąpieli słonecznych. Zwłaszcza w doborowym towarzystwie moich Chłopaków Dwóch:

kot w słońcu

A w jaki sposób Wy zaklinacie wiosnę?

Share Week 2015 – czyli polecamy najlepsze blogi

Między jednym a drugim tłumaczeniem wpadłam na blogach Życie jest piękne i BiznesoweInfo na inicjatywę Share Week, w ramach której polecamy najbardziej wartościowe blogi. Szczegółowe zasady na jestkultura, a ja tym czasem podzielę się z Wami moją top listą.

Poczuj się lepiej blog

blog Agaty o jodze, aktywności fizycznej i zdrowym, rozsądnym podejściu do niej. Z każdego wpisu emanuje tak pozytywna energia i pasja, że nie sposób się nie uśmiechnąć. Zero nakazów, zakazów, pokrzykującej motywacji. Zamiast tego solidna dawka refleksji nad własnym ciałem i zdrowiem – taką drogę Agata proponuje nam, aby poczuć się lepiej.

Twoje zwycięstwo blog

blog o bieganiu, który cenię nie tyle za porady, jak efektywnie i zdrowo biegać, ale przede wszystkim za solidną dawkę pozytywnej motywacji, dobry styl i mega, mega sugestywne opisy treningów. Każdy biegowy wpis czuję we własnym ciele, własnych mięśniach i we własnym oddechu. Jeśli chcecie doświadczyć ekstazy płynącej z biegania, a akurat nie możecie wyskoczyć na trening, zajrzyjcie na bloga Twoje zwycięstwo.

I wreszcie blog zupełnie niesportowy, który za każdym razem wywołuje uśmiech na mojej twarzy:

Ja mówię TO blog

Andrzej porusza różne tematy, czasem z humorem, kiedy indziej bardziej na poważnie. Jednak każdy wpis cechuje to, co dla mnie najważniejsze: lekki, przyjemny styl. Nie kręcą mnie blogi oparte na pięknych zdjęciach, chociaż miło na nie popatrzeć. Uwielbiam za to dobre pióro, a to u Andrzeja macie zagwarantowane.

To moje TOP 3. A jak wygląda Wasze?

Potygodnik

Lanzarote

Dziś króciutko, bo rozłożyłam się kompletnie. Takie są skutki, jak człowiek, łaknąc wiosny i słońca, wybierze się w pierwszy cieplejszy dzień na rower w samym podkoszulku, bez bluzy czy kurtki. A niby 30-latka powinna być już mądrzejsza…

Kulinarnie

pieczone buraki

Naszło mnie w tym tygodniu na buraki. Najpierw cappuccino buraczkowe na lunch w Kofiko. Pod intrygującą nazwą krył się tradycyjny czerwony barszcz podany w filiżance z obłędną mleczną pianką. Pycha!

Cappuccino z buraków

Z kolei w piątek postanowiłam przyrządzić curry z buraków wg przepisu z Kwestii Smaku. Wyszło pysznie. Musiałam tylko dodać do sosu soku z cytryny, bo wyszedł zbyt słodki.

Sportowo

Udało mi się rozpocząć sezon rowerowy i dwa razy wybrać na przejażdżkę. Ucieszyłam się, że nie wypadłam z formy przez zimę. Spokojnie przejechałam ponad 20 km w sensownym tempie i bez odpoczynku. Nie mogę się doczekać kolejnej wyprawy!

rower otwarcie sezonu

Zdjęcie z poniedziałku – wtedy jeszcze miałam na tyle przytomności umysłu, żeby bluzę włożyć.

Byłam też dwa razy na jodze, ale w piątek organizm (widać już czuł chorobę) zdecydowanie robił mi wbrew. Jedyne co mi wyszło, to pies z głową do dołu i… stanie na głowie. Cała reszta asan przypominała raczej ich parodię i budziła li i tylko frustrację.

Zrzut ekranu 2015-03-15 18.52.54

A wczoraj wieczorem nie wytrzymałam i mimo choroby postanowiłam poćwiczyć mięśnie brzucha. Wpadł mi w ręce ciekawy 14-dniowy trening i dosłownie MUSIAŁAM go wypróbować. Brzuch to ta część mojego ciała, którą lubię najmniej. Dobrze by było to w końcu zmienić.

W ćwiczeniach dzielnie pomagał mi Lucuś.

kot mata do ćwiczeń

image2

I to by dziś było na tyle. Ubierajcie się rozważnie, bo słońce jest jeszcze trochę oszukane.

Sucha skóra po zimie? Mam na to sposób!

Niby w ogóle nie włączałam ogrzewania tej zimy, a mimo to skóra ciała wysuszyła mi się na wiór; nie pomagały żadne oliwki ani zwyczajne drogeryjne balsamy. Ewidetnie domagała się typowego emolientu.

Emolienty to kosmetyki lub składniki kosmetyczne o działaniu natłuszczającym i nawilżającym. Tworzą na skórze warstwę ochronną zapobiegającą utracie wilgoci (tzw. warstwę okluzyjną – zamykają wodę wewnątrz naskórka), a równocześnie wyłapują wilgoć z otoczenia i tym samym dodatkowo nawilżają. Emolienty zazwyczaj mają lekką konsystencję i nie pozostawiają tłustego filmu; po ich użyciu skóra jest gładka i jedwabista w dotyku.

Przykładowe emolienty kosmetyczne to dobrze wszystkim znane lanolina, wazelina, gliceryna, a także tłuszcze i kwasy tłuszczowe.

Udałam się więc do apteki w poszukiwaniu takiego właśnie preparatu. Wybór padł na Lotion do ciała Linum Emolient Dermedic.

Lotion do ciała Linum Emolient Dermedic

Zadecydował skład, o którym za chwilę, cena – poniżej 20 zł i fakt, że jest to produkt polski.

2015-03-12 21.08.38

W składzie znajdziemy zarówno substancje natłuszczające pochodzenia roślinnego: masło shea, olej lniany, wosk z jęczmienia zwyczajnego, olej arganowy, jak i skuteczne emolienty syntetyczne: gliceryna, Caprylic/Capric Triglyceride, Isopropyl Myristate i Cetyl Alcohol.

Dodatkowo lotion zawiera też alantoinę, która łagodzi podrażnienia i przyspiesza regenerację naskórka.

To tyle w teorii. A jak w praktyce?

Linum Emolient ma faktycznie bardzo lekką konsystencję. Jest to typowy lotion; nawet mleczka są w porównaniu z nim bardziej treściwe. Dlatego na początku miałam problem z aplikacją – ciągle wydawało mi się, że nie nałożyłam go wystarczająco dużo. Druga cecha odróżniająca Linum Emolient od tradycyjnych balsamów do ciała to fakt, że praktycznie nie da się go wmasować – im dłużej masowałam, tym bardziej lotion się rozpływał; trochę jak produkty do masażu. Później obrałam strategię polegającą na rozprowadzeniu lotionu na skórze i zostawieniu do wyschnięcia. W ten sposób wchłaniał się błyskawicznie.

Skóra po aplikacji była gładka, ale sucha w dotyku, tzn. nie czułam żadnego filmu ochronnego i uznałam, że kupiłam bubel. Jednak po tygodniu regularnego stosowania (raz dziennie) stan skóry zdecydowanie się poprawił. Stała się dobrze nawilżona i natłuszczona. Zniknęło napięcie, białawe zabarwienie charakterystyczne dla przesuszonej skóry i efekt łuszczenia się.

Uczucia mam mieszane. Na pewno nie jest to produkt, który na stałe zagości u mnie na półce, ponieważ przeszkadzają mi jego właściwości aplikacyjne (kto to słyszał, żebym nie mogła wmasować kosmetyku?!), natomiast jako preparat ratunkowy polecam go z czystym sumieniem.

Znacie Linum Emolium? Jakie są Wasze sposoby na odratowanie skóry po zimie?