Gdy jakiś czas temu buszowałam w bakaliach w poszukiwaniu dodatków do muesli, trafiłam na miechunkę.
Nazwa już kiedyś obiła mi się o uszy, wyglądało to to podobnie do żurawiny, więc postanowiłam kupić. Dopiero w domu poczytałam więcej o właściwościach miechunki i okazało się, że lepiej nie mogłam wybrać – przynajmniej pod względem właściwości zdrowotnych.
Miechunka, inaczej Physalis, określana była przez Inków mianem „złotej jagody”. Słynie głównie z bogactwa witamin C, A i B. Poleca się ją wszystkim, którzy chcą zwiększyć odporność i wzmocnić naczynia krwionośne (witamina C), zadbać o wzrok (witamina A), rozwój intelektualny i zwiększyć odporność na stres (witamina B). Dodatkowo warto też sięgać po miechunkę, jeśli chcemy przeciwdziałać starzeniu się skóry – witamina C to przecież silny antyoksydant, jest też niezbędna w procesie syntezy kolagenu.
Jeśli chodzi o minerały króluje tu zwłaszcza wapń i fosfor, ważne dla zdrowia kości i zębów.
Tiamina (wit. B1) – 0,110 mg
Ryboflawina (wit. B2) – 0,040 mg
Niacyna (wit. B3) – 2,800 mg
Witamina A – 720 IU
Wapń – 9 mg
Żelazo – 1 mg
Fosfor – 40 mg
Smakuje, tak ja mówi Paulina, jak pomieszanie agrestu z zielonym pomidorem. Natomiast suszona jest bardzo, bardzo kwaśna, z odrobiną słodyczy w tle. Wykręca buzię aż miło. Cytryna to przy niej pikuś. Dlatego do muesli mi średnio pasuje. Jako przegryzka zresztą też – jedna jagoda wykrzywia mnie na długo. 😉 Jedyne zastosowanie, jakie do tej pory dla niej znalazłam, to dodatek do smoothie, zwłaszcza gdy chcę je zakwasić.
Na francuskich stronach znalazłam przepis na napar z miechunki: 50 gram zalewamy litrem gorącej wody i odstawiamy na 10 min, aby napar naciągnął. Z miodem pycha!
A tymczasem może Wy podpowiecie mi, jak jeszcze wykorzystać suszone Physalis?
Ktoś mi kiedyś powiedział, że ta pomarańczowa dekoracja to owoc wanilii. I uwierzyłam 😉
Zbyt łatwowierne jesteśmy. 😉