Duża ciągle się gdzieś szlaja. Wychodzi rano, wraca wieczorem. W tej sytuacji biedne koty musiały wymyślić sposób, żeby zatrzymać ją w domu jak najdłużej. I znalazły!
W niedzielę rano szykuję się w popłochu, żeby jechać do rodziców na działkę. Już, już mam wychodzić, kiedy to Pankot postanawia skorzystać z kuwety. Ok, sprzątam i zbieram się do wyjścia. Za wolno. Lucek zdążył pójść do kuwety. Ze stoickim spokojem sprzątam ponownie. Zbieram klamoty i już, już wychodzę, kiedy Pankot postanawia ponownie pójść za potrzebą. W dzikim popłochu (bo już późno) po raz trzeci sprzątam kuwetę i cichaczem zbliżam się do drzwi. I kątem oka widzę, jak… Lucek zalicza kuwetę. Piąty raz już nie dali rady jej zapaskudzić. Natomiast Pankot postanowił skorzystać z ostatniej deski ratunku. Zamiauczał rozpaczliwie, a jak pobiegłam sprawdzić, co się stało, zaczął łasić się do nóg jak kot, który człowieka od roku nie widział.
Na działkę pojechałam, a jakże! Twardą trzeba być. Ale z… półgodzinnym opóźnieniem.
I żeby nie było, że to przypadek, dziwny zbieg okoliczności, że przypisuję kotom spryt ponad ich możliwości… To NIE był pierwszy raz.
🙂 uwielbiam czytać te „kocie” wpisy!